czwartek, 5 kwietnia 2012

#8 Give me vodka now!

W poprzednim rozdziale:
Samolot wystartował po niecałych 7 minutach. Był to ogromny hałas. Uszy mi się zatykały, a głowa pękała z bólu. Gdy już się mniej więcej ustabilizowałyśmy, zaczęłyśmy się rozglądać, kto siedzi wokół nas. Nagle Eliza powiedziała:
- EJ TY ! Tynka! Patrz do przodu! Bardziej po prawej stronie, tych dwóch chłopaków!
- Jakich chłopaków? Kurde... Nie widzę.
- NO TYCH TAKICH! JEDEN BLONDYN, AAA W KOSZULĘ W KRATKĘ , A DRUGI CIEMNE "WYSOKIE" WŁOSY. HAHAH!
- O matko matko.. Zupełnie jak ...

                   *** 

Dziewczyna nie zdążyła dokończyć zdania, bo w ich uszach pojawił się komunikat. 
" Proszę założyć maski i zapiąć się, znajdujemy się w niebezpiecznej strefie"

" Please put your masks on, and fasten your seatbelts, we are in dangerous zone"
Nagle samolot zaczął wibrować. Lekkie wibracje z sekundy na sekundy zaczęły się wzmacniać. Dzieci zaczęły płakać, a dorośli je uspokajać. Ktoś zemdlał. Ktoś wymiotował. Stuardessy nerwowo chodziły w tą i z powrotem i wszystkich uspakajały. To powodowało, że na statku panowała jeszcze bardziej napięta atmosfera. Samolot zaczął powoli wędrować w kierunku ziemi...

                                            ***

 -Boże święty Eliza! Ja nie chce umierać....... prosze proszę... Niech nic się tylko złego nie wydarzy... - lamentowała Walentyna.
-Boże wysłuchaj nA-a-A-s! - modliła się Eliza, lecz każde jej wypowiedziane słowo wypływało z jej ust z trudnością, ponieważ samolot trząsł się i wpadł w ogromne turbulencje.
W głośnikach ludzie słyszeli spokojny głos stuardessy, która starała się zachować powagę
 uspakając pasażerów.  . Każdy głupi słyszał po jej tonie głosu, że nawet ona się boi,a jak tego nie wyczuł, to wystarczyło spojrzeć przez okno i zobaczyć z jaką ogromną prędkością spadają.
- WALENTYNA! Ja widzę ziemię coraz bliżej! MY SPADAMY!!!! KURWA NIEEEE!! - krzyczała dziewczyna z płaczem.
Dziewczynom bardzo trudno było się komunikować, ponieważ przeszkadzały im maski, i mocno przylegające pasy.
-Eliza! CZY TY WIDZISZ TO SAMO CO JA? DWA SIEDZENIA PRZED NAMI, STARSI LUDZIE, ONI MAJĄ WÓDKĘ? WIDZISZ? PROSZĘ CIE POWIEDZ, ŻE TO WIDZISZ!!
- Boże jaką znowu wódkę!? O CZYM TY MÓWISZ..? AAAA.. FAKTYCZNIE! PO CO CI WÓDKA? 
- Nie pytaj tylko rozepinij pasy i idź po nią.
Eliza, ponieważ siedziała z brzegu i łatwiej jej było się rozpiąć, zrobiła to, wstała i już widziała biegnącą stuardesse, wymachującą rękami że ma siadać. Eliza jednak zahaczając nogami o walizkę leżacą na podłodze nieznacznie się przewróciła. Po porażce wstała i wyszarpnęła z uchwytu na soki, butelkę wódki od starszych państwa. Całe szczęście starsi państwo nie zauważyli tego, ponieważ mieli zamknięte oczy, a w ręku trzymali różaniec. 
Eliza wróciła na swoje miejsce i podała butelkę przyjaciółce i zapięła się.
- Masz zamiar to wypić teraz?! - spytała Eliza.
- TAK KURWA! BĘDZIE NAM ŁATWIEJ.. NAWET NIE WIEMY KIEDY UMRZEMY - szlochała Tynka.
- BOŻE TO KONIEC... DAJ MI JĄ SZYBKO.
Dziewczyna ciurkiem wypiła pół butelki Jacka-Danielsa i podała ją przyjaciółce. Obie zwymiotowały po niecałych 30 sekundach. Ziemia była coraz bliżej.
Dziewczyny złapały się za ręce i mocno ściskały. 
- Kocham cię. Pamiętaj o tym. - powiedziała Walentyna
- Ja ciebie też. Już na zawsze razem. - odrzekła Eliza.

PRZED ICH OCZAMI ZAPADŁA CIEMNOŚĆ.






                                                                          ***
                
Gdzieś w Niemczech.
- Ykhyhyhy Tynka? Tynka? Jesteś tu?- spytała pół przez kaszel pół przez płacz Eliza.
- Raczej tak..My żyjemy? Czemu stoimy? To już jest niebo? O kurwa.. gładko poszło.. A gdzie sąd ostateczny?- Tynka poklepała się po biuście i 4 razy uszczypnęła. 
- Jezu. My żyjemy... TY TO ROZUMIESZ?! 
- Hahah! Boże już myślałam, że to będzie koniec. Źe to będzie totalny koniec... Wiedziałam, po prostu WIEDZIAŁAM, ŻE RAZEM NAM SIĘ UDA. Bóg nas posłuchał !!
- Taaaak zdecydowanie. -odrzekła Eliza. Wyjrzała przez okno, jednak nie mogła się połapać gdzie są. Drzewa? Gdzieś w oddali pożar? I długa droga przed nimi. To lotnisko? Nie wiedziała. Równie z jej domysłami w głośnikach usłyszała głos mężczyzny:

"Witam. Tu pilot tego statku. Chciałem wam ogłosić, że samolot mimo porażki, czyli uszkodzenia 2. komory silnika, wylądował bezpiecznie, ale awaryjnie w wiosce Schmeckig we wschodnich Niemczech. Lot zostanie wznowiony za około 15 minut. Przepraszamy za komplikacje i prosimy o pozostanie na miejscach"
Dziewczyny w tym samym momencie się na siebie spojrzały i szeroko uśmiechnęły. Nie wiedziały, ale między nimi jakby jeszcze bardziej zacieśniła się więź. Jakby to wydarzenia sprawiło, że jeszcze bardziej się pokochały.
Z nadmiaru emocji, bez słów... Pocałowały się. Tak prawdziwie po francusku. Nie wiedziały, czy to zniszczy ich relację, czy nie. Po prostu poczuły tą więź. Mocną więź i pożądanie. Chęć rozładowania emocji.

                                 

- Oh, I hope we don't disturb you..... - powiedział męski głos dochodzący z nad góry.
Dziewczyny oderwały od siebie usta i ledwo wydusiły z siebie słowo:
- Co co co ? BOŻE !! AAAAA TYNKA TO JEST OFISHFOINDOIFAS !? AAAAAAA !!! No no no you won't disturb us! We were just... ermm... checking if our breaths are fresh... - wyplątała się z zakłopotania i niezręcznej sytuacji Eliza.
- Ehmm okey.. We like when girls are kissing. Nevermind... We just wanna ask you... If you are alright? - zapytał blondyn w koszuli w kratę.
- JEZU O ŻESZ W MORDĘ! ELIZA ONI DO NAS MÓWIĄ CZY TO KURWA SEN!!!!!!
- Ehmm excuse me? What you are saying? We don't understand you. Slower and maybe in english please lol. - uśmiechnął się zawiadacko i przerażająco seksownie brunet. - Yes yes yes.. of course. Kurwa mój angielski nie jest zbyt dobry, ale kit. Ermm.. yes we are fine. We drunk some alcohol before flight, so you know... It was easier to stand accident and emergency landing :D
- Hahah yess of course :D good idea! So what's your name gurls? - spytał blondyn.
Dziewczyny były tak rozstrzęsione i podekscytowane, że nie wierzyły własnym oczom. Wiedziały, kto przed nimi stoi i kto ich przyłapał na całowaniu się.
- I am Eliza, and here is my best friend Walentyna. And you? Where is the rest of the boys?- spytała Eliza
- The rest of the boys? Which boys? I am Stevan, and my friend is Josh. Nice to meet you.
- CO KURWA? JAKI ZNOWU STEFAN? Co on pieprzy? Ja sie pytam gdzie jest Harry kurwa. Hahaha good joke boys. But i'm asking where is Harry, Liam and Louis? Are there in London or where?

- What? I don't even know who is Harry? Omg.. You are crazy. And it's starting to be strange. We don't know these boys, right? 
- Co to ma być?! ELIZA CZY TY TO SŁYSZYSZ? O kurwa.. to nie oni? jezu oni są kopiami! Ja chce zobaczyć ich paszporty, to muszą być oni, to jakiś wkręt? Powiedz, że to oni... Boys, can you show us your passports? Please.. - uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam..
- Ermm you don't believe us? Yeah sure. Here is it. - Blondyn podał mi dokument, otwierałam go z zapartym tchem,  wierząc, że stoi przede mną najwspanialszy, przecudowny Niall Horan. Tak ! Znalzłam, szukając miejsca imienia i nazwiska, nagle poczułam, że startujemy. Ouuuu.... Zrobiło mi się niedobrze. 


- BLUUUUUUUUUUEEEEEEEEEEEEEEHHHHHH! - Walentyna zwymiotowała na paszport chłopaka.


- OH MY FUCKING GASHHH  my passport ...... BLEEEH! GIVE ME THIS! Or maybe... don't! - odpowiedział zmieszany blondyn. 
- Jezu tak mi wstyd... A nawet nie wiem, jak mu to powiedzieć! I wkońcu nie wiem jak on ma na imie. Czy to jest NIALL czy nie! Eliza.. błagam Cie sprawdź to.
Eliza wyciągnęła chusteczkę z kieszeni i z obrzydzeniem wytarła jako tako paszport chłopaka. Było wyraźnie napisane " Stevenson Malin".
- FUCK TYNKA. TO NIE ONI. HAHAHHAHAHAH. :D - wybuchnęła śmiechem i zalała się czerwonością.
- JAK MOGŁYŚMY ICH TAK POMYLIĆ.. BOŻE TO JAK KOPIE :d HAHAH Omg boys.. sorry for this. Where are you from? And why are you coming to London? We thought you are somebody else.. - wkońcu po angielsku odezwała się dziewczyna.
Chłopacy podpierając fotele, z góry patrzyli na dziewczyny i mieli zdziwione miny. Czegoś takiego jeszcze nie wiedzieli..
- Ohh okey.. You are drunk. We understand. We are from London. We live there, but we were at short trip in Poland. Nice country..
- Hahaha veeery nice. For us is fucking Narnia :(
- Ohh don't be sad. So now, we are going to our seats. Bye girlss - pożegnał się brunet przypominający Zayn'a i odeszli.
- Jestem w szoku. A ty?- spytałam Elizy.
- Taaaaaaaak ja też. Dzięki temu, że się upiłyśmy nie pamiętałyśmy momentu lądowania awaryjnego... ale za to pomyliłyśmy zwykłych kolesi z chłopakami z One Direction :D Tego już za wiele... Może prześpijmy się? Musimy trochę wytrzeźwieć do momentu lądowania. Mamy jeszcze jakąś godzinę drogi.
- Dobry plan. - zaakceptowała Eliza i zamknęła oczy.

Dziewczyny przeniosły się w krainę snu. Śnił im się Londyn, pocałunek, wypadek, przystojni brytyjczycy z pokładu... no i oczywiście One Direction. Ich słodki sen przerwał głos stuardessy 

"Dziękujemy za lot naszym samolotem. Prosimy o opuszczenie samolotu i zabranie swoich bagaży podręcznych."

Dziewczyny tak naprawdę obudziły się już doszczętnie, dopiero w momencie oklasków dla pilota. 
-EJ, Tynka! Jesteśmy na miejscu! ROZUMIESZ TO ?! JESTEŚMY W LONDYNIE!
- Coo? Czekaj czekaj... To to nie był sen? Czy to możliwe, że tak dużo nas dziś spotkało? Może jeszcze powiedz, że ci chłopacy przez nas poznani, to też sen.
- Hahaha, nieeee... Właśnie wysiadają.. BIEGNIJMY ZA NIMI!
Dziewczyny energicznie wstały, wzięły swoje torby, przeczesały palcami włosy i wybiegły z samolotu.
- HIIIII HIII STEVEN, JOSH!! WAAAAAAAAIIIIIITTTT!!!!!! PLEAAAAAAASSSSSSSSSSSSSSEEEEEEE!!! - krzyczały w podnieceniu dziewczyny. Biegły i machały rękami za nimi, nie zważyły nawet na fakt, że lał ogromny deszcz. Chłopacy odwrócili się i przystanęli. Kiedy dziewczyny podbiegły do nich spytały:
- Hiii we want to tell you one more time - sorry! Sorry for us.. We were so drunk and we didn't want to make so bad impression on you..- wytłumaczyła się Eliza.
- OKEY OKEY.! We really understand! So where are you going now? - spytał blondyn cholernie podobny do Niall'a.
- Errmm.. we want to go the the middle of the London. To one place.... - mówiła Eliza spoglądając na Tynkę, która widziała, że Eliza realizuje swój niecny plan.
- Okey.. but WHERE? - dopytywał się "Zayn"
- To the 'Milkshake City'. You know where it is? - spytała Eliza robiąc się czerwona, i obserwują uśmiech pojawiający się na twarzy Tynki"
- Hahah of course we know! Come with us :) - powiedział zawiadacko blondyn. Wraz z upływającym z krwi alkoholem, dziewczyny skapnęły się, że chłopacy nie byli aż tak przystojni, jak im się wydawało w samolocie. Ruszyli 4 osobową grupką przed siebie. Wsiadli w autobus, który odjeżdżał tuż spod lotniska i pojechali. Pojechali do nieznanego świata. Dziewczyny wiedziały, że wydarzy się coś niesamowitego, że poznają kogoś wyjątkowego. 

Czy to wydarzy się dziś, okaże się później.

                                                       ***


Heeeeeelllo! Mega mi przykro, że tak rzadko dodaję, ale wiecie jak to jest przed egzaminami. Obiecuję poprawę po testach. Pomysłów jest dużo. Fabułę mam. Nie usłyszecie ode mnie tekstu w stylu "nie mam pomysłów na rozdział", bo pomysły u mnie w głowie zawsze są. Jedyne co usłyszycie to "dodam rozdział, jak będę miała czas" :) 
Mam nadzieję, że się podoba rozdział (: 
Taka tam mała reklama :D Nagrałam cover do piosenki "Jar of hearts", obejrzyjcie sobie w wolnej chwilii i oceńcie :)  


Macie pytania? Zgadujcie jak historia się potoczy dalej :) Chcę widzieć 30 komentarzy <3!!! 

niedziela, 4 marca 2012

#7 Let start this trip

Dom Elizy, Czwartek wieczór.
Po tygodniu bezowocnego szukania miejsca, gdzie mogę zabrać Tynkę - poddałam się. Po prostu wyciągnę ją na spacer. Zwykły spacer nad morze. Weszłam na wieczorny "obchód" na facebook'a i twittera. Na fejsie nic nowego. Na twitterze za to pojawił się dziwny wpis od Milk Shake City :


"Hello guys! Only tomorow there will be a special 1D - lottery. You can win VIP-tickets for One Direction World Tour. More details will be given soon :) "


Mój puls w momencie czytania wynosił : ------------------------------------------ . Zgon na miejscu.
Bez zastanowienia wpisałam w google "Oferta Last Minute bilety Londyn".
Wyskoczyło 15 kart. Wybór miałam. Szybko chwyciłam za telefon, podekscytowana i mieszająca palce i klawisze wpisałam numer Walentyny. Po dwóch sygnałach odebrała:
-Halo?
-Tynka?! PAKUJ SIĘ!
-Co? O czym Ty mówisz?
- JUTRO IDZIESZ DO MNIE NA NOC. POINFORMUJ RODZICÓW.

                                                       ***

Dom Walentyny. Piątek 6.45
Pierwszy raz budzę się i chce iść do szkoły! Nic mi lepiej nie zrobi od spotkania z Elizą. Cieszę się, że to zaproponowała. Może obejrzymy jakiś film. Albo wiem! Wezmę jakieś fajne ciuchy (te nowe, co kupiłam) i zrobimy sobie "sesję" jej lustrzanką. W końcu ona uwielbia robić zdjęcia. Szybko włożyłam coś na siebie i już przy drzwiach krzyknęłam do mamy, czy mogę iść dziś do Elizy na noc. Oczywiście się zgodziła. Dała mi nawet 50 zł na wypożyczenie filmów i kupienie jakiś słodyczy. Wow. Trochę mnie to zdziwiło, ale pewnie chcą się mnie pozbyć z domu. W końcu jestem tylko ich kłopotem.

Gdy wychodziłam z domu prawie, że biegłam. Oczywiście samochód jadący po ulicy wjechał w kałużę i "troszkę" mnie zmoczył. Szczerze mówiąc, nie przeszkadzało mi to. Najważniejsze, że zaraz zobaczę się z Elizą i dowiem się, po co mnie zaprasza na noc i dlaczego wczoraj krzyczała przez telefon i o ile się nie mylę, to płakała. Jednak jej głos nie brzmiał na smutny. To były chyba łzy szczęścia.

Wchodząc do szkoły, przy wejściu oczywiście spytano mnie o identyfikator (plakietka z imieniem, nazwiskiem, klasą i pieczątką szkoły). Pokazałam i zbiegłam do szatni. Rozebrałam się i powędrowałam na pierwszą lekcje - historia. NUDY. Przynajmniej będę mogła pogadać.
Gdy byłam już prawie przy klasie w oddali widziałam Elizę. Rozmawiała z jakimś chłopakiem. Chyba Michałem... Zresztą to nieistotne! Ruszyła w moją stronę i rzuciła się na mnie.
- Tak bardzo się cieszę, że już jesteś!!! Nawet nie wiesz jak będziemy się dziś bawić na nocce. - Krzyknęła Eliza.
- TAAAAAK!!! Ja też się mega cieszę. Brakowało mi tego. Ostatnio tylko sprawdziany i sprawdziany. Z chęcia porozmawiałabym też z kimś dorosłym. A twoja mama jest świetną kobitką!
- Co..? Z moją mamą.. Znaczy wiesz.. Nie żeby coś, ale chyba nie będziemy miały czasu na rozmowy z moją mamą. Zresztą mam nadzieję, że twoja mama nie zadzwoni do mojej, czy na pewno idziesz do mnie na noc. - spytała dziwnym tonem Eliza. Zdziwiło mnie to pytanie.
- Yhmm raczej nie. Ale o co chodzi? To chyba nie problem jeśli by zadzwoniła..?
- Ogólnie to nie... ale moja mama myśli, że to ja idę do Ciebie na noc - Eliza powiedziała to z ulgą, że ma to już za sobą.
- ELIZKA! Co ty wymyśliłaś !!!!??? Jeśli będziemy miały kłopoty to twoja matka cię zabije! Mam nadzieję, że wszystko dobrze obmyśliłaś, bo inaczej po nas...
- Tak tak! Jedyną moją wątpliwością było to, czy twoja mama zadzwoni do mojej. Ale skoro nie, to luz. Jeszcze będziesz mi dziękować!
- Matko! Pobudziłaś moją ciekawość! Co my będziemy u Ciebie robić?
- Zobaczysz. Gwarantuje ci, że tak szalonej rzeczy nie robiłaś przez całe swoje życie. - powiedziała przekonującym tonem Elizka.
- Okej, po raz kolejny zaufam Ci.

Lekcje minęły nam bardzo szybko. Na każdej lekcji wypytywałam się o plany na dziś, ale Eliza powiedziała, że to niespodzianka. Za każdym razem kiedy ją o TO męczyłam, to zmieniała temat. Za to ona mi zadawała dziwne pytania, bo powiedziała, że "musi to wiedzieć" i mam nie pytać dlaczego, np.
"Czy włączałaś wczoraj komputer?"
"Czy byłaś na twitterze i facebook'u?
"Czy masz jakieś fajne seksowne ciuchy?"
"Czy masz ważny paszport?"
Ostatnie pytanie mnie baaaaaardzo zdziwiło. Gwarantuje wam, że myślałam już o wszystkich wersjach naszego dzisiejszego spotkania. Ale za cholerę nie wiem, po co się pytała o ten paszport. Chyba mnie nie wywiezie za granicę. Hahaha.

                                         ***


Zbliżała się 16.15. O tej godzinie byłyśmy umówione. Przystanek autobusowy mniej więcej w połowie odległości między jej, a moim domem. Kazała mi się ładnie ubrać (ale ciepło), wziąć parasolkę, zeszyt, trochę pieniędzy, wygodne buty, zrobić ostry makijaż i dużą torbę. Dziwne wymagania, ale czego się nie robi dla przyjaciółek.
W oddali szła ona, piękna długowłosa blondynka, Często jak ją widziałam i starałam się na nią spojrzeć jako obiektywny człowiek to najnormalniej w świecie zżerała mnie zazdrość. Tego dnia słońce świeciło niemiłosiernie. Była cudowna pogoda na spacer. Zaczynało mi się robić trochę gorąco, chyba za grubo się ubrałam...
- Heeej słońce! - przywitałam przyjaciółkę.
- Cześć ślicznotko!

- Hahah ja ślicznotka? Spójrz na siebie. Wyglądasz tak jakoś... Hmm... Amerykańsko? Brytyjsko? W każdym razie zagranicznie..
- Ohh please bitch - powiedziała robiąc śmieszną minkę.
Roześmiałyśmy się. Czas w jej towarzystwie mijał bardzo szybko.
- Sorry, że pytam. Ale na co my tak naprawdę teraz czekamy? - spytałam, w taki sposób by jej nie urazić.
- No jak to na co? Po to się spotkałyśmy na przystanku, żeby pojechać autobusem.
- Coo? Gdzie?
- Zobaczysz. Chodź teraz, już jedzie.
Wsiadłyśmy i grzecznie skasowałyśmy bilety. W momencie kasowanie otworzył mi się parasol. A właśnie przypomniało mi się. Po co ja do cholery wzięłam ten parasol?! To samo pytanie zadałam Elizie.
- Tam, gdzie jedziemy, najprawdopodobniej ci się przyda. - i uśmiechnęła się lekko złowieszczym uśmieszkiem.
- Tam? Czyli gdzie? Za ile przystanków wysiadamy?
- Już niedługo. Jak chcesz możesz zamknąć oczy.
- Hahaha, lepiej nie. Powiedz mi, po co ta cała szopka? Czemu miałam się pomalować, wziąć parasol? I w ogóle wygodne buty. Nie rozumiem nic...
- Jezu Walentyna! Jaka ty jesteś ciekawska! Nie możesz po prostu przestać zadawać pytania, wyluzować się i zrozumieć, że przy odrobinie szczęścia dziś spełni się twoje, a w sumie nasze, największe marzenie?!
- Dobra dobra. Już się wyluzowałam. To brzmi groźnie. Haha. Może w ramach odstresowania posłuchamy sobie muzyki. Siadaj tutaj blisko i łap słuchawkę.
W tym momencie wyjęłam odtwarzacz muzyki i puściłam - One Direction . Tak, ta piosenka jest chyba odpowiednia to całej sytuacji. "Another World" - zdecydowanie. Inny świat. Świat, do którego teraz zmierzam z moją przyjaciółką. Mam nadzieję, że już za 10 minut wszystko się wyjaśni.
- Ile my jeszcze będziemy jechać? Jeszcze 2 przystanki i nie mamy już nawet gdzie wysiadać. Przecież ten autobus kończy trasę na lotnisku... - zadałam pytanie i spojrzałam na uśmiechniętą Elizę. Jej mina mówiła wszystko. Nagle coś mi się rozjaśniło...
- E - L - I - Z - A !!!!!!!!!!!!!!!!! Chyba sobie ze mnie kpisz?! Czy my naprawdę jedziemy na lotnisko?!?! Oszalałaś, dziewczyno oszalałaś! Rodzice mnie zabiją jak się dowiedzą! No nieee to chyba nie jest prawda. Wracamy, ale już. Chciałam się rozerwać, ale chyba nie w ten sposób. - troszkę na nią pokrzyczałam i z każdą upływającą sekundą zaczęłam żałować wypowiedzianych słów. Ale powinna mnie przecież zrozumieć... Nie powiedzieć mi o tak istotnej rzeczy, to lekkie przegięcie.
- Kobieto! Ty jesteś tak zestresowana.. Gdzie stara Walentyna? Przebojowa i charyzmatyczna? Przemilczę te słowa i jeszcze raz posłucham twoich opinii na temat tej 'wycieczki', ale nie teraz. Teraz już wysiadamy.

Wysiadłyśmy z autobusu. Była 17.10. Przed nami stał wielki budynek, chyba każdemu znany : 
                  
Port Lotniczy - Gdańsk Rębiechowo im. Lecha Wałęsy. Byłam strasznie zestresowana, bo nie wiedziałam, gdzie mamy lecieć. Z godnie z nowym prawem, osoby poniżej 18 roku życia za pisemną zgodą rodziców, mogą lecieć gdzie chcą ***. Ciekawe, jak z tym problemem poradziła sobie Eliza.
- To co? Gdzie teraz? Wiesz coś? Bo ja tu jestem drugi raz w życiu? - spytałam lekko ironicznie.
- Taak! Wszystko już sprawdziłam! Musimy teraz wejść i udać się do kas.
- Okeeej...
Eliza szła zdecydowanym krokiem w stronę wejścia, a ja za nią. Wow, z jednej strony, to co robimy, jest mega nieodpowiedzialne, a z drugiej to dawno nie byłam tak pozytywnie zestresowana.

Gdy weszłyśmy wszędzie było mnóstwo ludzi. Różne kolory ich skór, wszędzie plątały się różne języki od fińskiego do hiszpańskiego. Tłok, zamieszanie, walizki, płacz, uśmiech. Jeden wielki MIX. Podeszłyśmy do punktu, nad którym był napis


"Jeśli chcesz kupić bilety, podejdź tu"

Było to przetłumaczone w co najmniej 10 językach. Podeszłyśmy do kasy i poprosiłyśmy 2 bilety.
- Dobrze, 2 bilety do...? - powiedział kasjer.
Właśnie DOKĄD MY LECIMY zadałąm sobie to pytanie w myśli?
- Do Londynu... - odpowiedziała kasjerowi Eliza i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
Jak usłyszałam jej odpowiedź to aż pisnęłam. Zaczęłam skakać z radości i rzuciłam się na nią. Nie wierzyłam w to, jaka jest kochana. Wie, że mam świra na punkcie One Direction, a to jest właśnie jedyne miejsce, gdzie mogłybyśmy ich spotkać. Ludzie wkoło patrzyli się jak na idiotkę.
- Dobrze, poproszę dowody osobiste i paszporty od was. Jakieś bagaże większe, +15 kg? To teraz proszę mi dać.
- Yhmm.. my nie mamy dowodów jeszcze. Ale proszę - tu jest zgoda pisemna od rodziców. I walizek także nie mamy. Jedynie lekkie torby podręczne.
Widziałam zmieszanie na twarzy Elizy. Wiem, że jest odpowiedzialna, dlatego taki wybryk jest dla niej bardzo stresujący. Starała się tego nie okazywać, ale ja, jako przyjaciółka, po prostu wiedziałam, że jest jej z tym trudno. Mężczyzna oglądał "zgody". Modliłyśmy się, by nie zobaczył w nich żadnego podstępu. Sekundy upływały coraz wolniej i wolniej. Czekałyśmy na jego pieprzoną reakcje.
- Dobrze. Wszystko jest w porządku. A tutaj macie 2 bilety do Londynu na 17.53. Lecicie 1h i 54 minuty. Na miejscu będziecie około 20 naszego czasu, czyli 19 ich. A teraz poproszę 63 zł za bilety.
Dałyśmy obie takie kwoty. Widziałam, że Eliza miała trochę więcej w portfelu, jakby bała się, czy wezmę odpowiednią ilość pieniędzy. To kochane.
Odeszłyśmy od okienka i poszłyśmy w stronę miejsca, w którym sprawdzają, czy nie mamy żadnych bomb itd. Sprawdzono nas, a następnie poszłyśmy na kawę do małej kawiarenki. Ceny były ogromne, jak to na lotniskach. Samolot miałyśmy za 12 minut. Akurat by wypić łyk gorącej kawy.

12 minut później....
- Czysta, proszę przejść dalej... - takimi słowami odprawiona nas do głównych wyjściowych drzwi. Przed nami otworzyły się drzwi, a tam już stal nasz samolot
 

Był piękny hahaha. Wiedziałam, a raczej podświadomie czułam, że dzisiejszy dzień odmieni nasze całe życie. Jeszcze nie wiem, po co tam leciałyśmy i na ile, ale już się przeogromnie cieszyłam. Po wysokich wysuniętych schodkach weszłyśmy na pokład i usiadłyśmy na wyznaczonych miejscach "68" i 69". Hahaha, my to mamy szczęście.
Samolot wystartował po niecałych 7 minutach. Był to ogromny hałas. Uszy mi się zatykały, a głowa pękała z bólu. Gdy już się mniej więcej ustabilizowałyśmy, zaczęłyśmy się rozglądać, kto siedzi wokół nas. Nagle Eliza powiedziała:
- EJ TY ! Tynka! Patrz do przodu! Bardziej po prawej stronie, tych dwóch chłopaków!
- Jakich chłopaków? Kurde... Nie widzę.
- NO TYCH TAKICH! JEDEN BLONDYN, AAA W KOSZULĘ W KRATKĘ , A DRUGI CIEMNE "WYSOKIE" WŁOSY. HAHAH!
- O matko matko.. Zupełnie jak ...

                   *** 

Dziewczyna nie zdążyła dokończyć zdania, bo w ich uszach pojawił się komunikat. 
" Proszę założyć maski i zapiąć się, znajdujemy się w niebezpiecznej strefie"
" Please put your masks on, and fasten your seatbelts, we are in dangerous zone"

Nagle samolot zaczął wibrować. Lekkie wibracje z sekundy na sekundy zaczęły się wzmacniać. Dzieci zaczęły płakać, a dorośli je uspokajać. Ktoś zemdlał. Ktoś wymiotował. Stuardessy nerwowo chodziły w tą i z powrotem i wszystkich uspakajały. To powodowało, że na statku panowała jeszcze bardziej napięta atmosfera. Samolot zaczął powoli wędrować w kierunku ziemi...


                                                ****



*** Oczywiście takie prawo w Polsce nie istnieje i zostało wymyślone na potrzeby bloga:)
To już koniec na dziś. Bardzo niedługo pojawi się rozdział następny, który mam nadzieję, że was zszokuje! :) Hahah. Nikt nie mówił, że będzie kolorowo. I gwarantuję wam, że wydarzenia, nie potoczą się tak, jak myślicie :)

Dziękuję za wyniki mojej "ankiety". Jestem bardzo szczęśliwa tymi 200 głosami. To właśnie dla was warto pisać. Możecie również pisać, jak według was dalej potoczy się historia. Dziękuję za prawie 11900 wejść. Niestety nie mi udało się złapać, ale Klaudii się udało, za co maaassive thank you :)

Proszę Was o komentowanie! Błagam błagam :) Mam nadzieję, że pod tym postem zobaczę 30 komentarzy. Haha :) To dla mnie bardzo ważne. 


See you soon :)

sobota, 18 lutego 2012

#6 so many suprises

- Wiesz co? Mam plan. Ty. Ja. Piątek. Wieczór. To pomoże, zobaczysz - zaproponowała przyjaciółka.
- Ale o czym ty mówisz? Co pomoże? - dopytywała się Walentynka.
- Przekonasz się. - powiedziała pewnym głosem Eliza.



                                                                  ***

Dom Elizy. Wtorek.
Szczerze mówiąc, to już mam dosyć. Non stop siedzę na komputerze i szukam tego. TEGO czegoś co pozwoli Tynce się wyluzować i zapomnieć o tym pieprzonym zboczeńcu. Powiedziałam jej, że w piątek się coś wydarzy, że gdzieś ją zabiorę. Tak naprawdę to wymyśliłam to, po ty, by dać jej nadzieję. Pokazać, że przejdziemy przez to razem. Dawno nie widziałam na jej twarzy uśmiechu. Mimo tego, że przeprowadziłyśmy w ciągu tego tygodnia już kilkanaście poważnych rozmów i wydawało mi się, że już jest lepiej, obawiam się, że bez pomocy psychologa się nie uda. Ale co tu się dziwić... Oczywiście chce, bardzo chce wymyślić na jutro coś, co zapamięta na długo i zapomni o "tym" wydarzeniu sprzed tygodnia.

                                                              ***

Dom Walentyny. Środa - popołudnie.
Wiecie jak to jest mieć depilację nóg woskiem i następnego dnia mieć takie jakby kropeczki czerwone na nogach? Jedyną ulgą jest posmarowanie tego kremem. Niestety krem szybko wsiąka i skóra znowu boli. To była taka jakby metafora do tego, co czuję. Czuję się jak nakremowana noga. Ktoś mnie skrzywdził. Dla niego to była sekunda. Coś, co na pewno zapomniał i już nie ma z tym nic wspólnego. Dla mnie, jest to krzywda i rana na całe życie. Taka blizna. Mimo psychicznego wsparcia mojej przyjaciółki, potrzeba mi też innego kontaktu. Chciałbym, żeby rodzice spytali się mnie o co chodzi, żeby dowiedzieli się o tamtych wydarzeniach, żebyśmy przez to razem przeszli. To nie jest dla mnie takie łatwe. Od tygodnia widzę, że Eliza coś kombinuje. Jest dla mnie bardzo miła, po szkole pyta się czy wszystko dobrze i szybko idzie do domu, bo podobno "musi coś pilnego zrobić". Zastanawiam się, co na chwilę obecną, pomogłoby mi. I w tym momencie przez głowę przeszło mi sto tysięcy miejsc, do których mogłabym się udać i troszkę rozluzować. No tak! Miejsce, w które każda kobieta chodzi, gdy dostanie podwyżkę, premię lub gdy jej się nudzi (lub nie nudzi) - Galeria Handlowa. Może to trochę nie w moim stylu, ale lubię modę. Lubie dobierać różne połączenia kolorów, ubrań, dodatków. Lubię chodzić po galerii i wchodzić do drogich sklepów i brać do przymierzalni rzeczy, na które i tak mnie nie stać i wymyślać róźne kreacje. I oczywiście robić im zdjęcia. Może kiedyś wstawię zdjęcie jakiegoś kompletu.

30 minut później
Wysiadłam z tramwaju i przed moimi oczami okazywała się ogromna Galeria Handlowa "Galeria Bałtycka". Prawdopodbnie największe centrum handlowe na Pomorzu.
                       

Wzięłam ze skarbonki trochę oszczędności i postanowiłam się zabawić. Od tygodnia nie jestem na siebie w stanie założyć nic, co ma dekolt lub podkreśla jakąś część mojego ciała. Po prostu się boję. Boję się, by nie powtórzyła się sytuacja z niedzieli. Bym kogoś nie sprowokowała. Ale jak to się mówi : "Lepiej dmuchać na zimne". Gdy przekraczałam drzwi galerii rozejrzałam się wokoło. Wszędzie mnóstwo sklepów, ludzi, tłok, hałas, restauracje. Kasa kasa.. wszędzie chodzi o kasę i jak by tu coś sprzedać. Była akurat godzina szczytu. Galeria była dość zatłoczona, ale w sumie to mi chyba nie przeszkadzało. Zaczęłam od ulubionego sklepu - Stradivarius. Od razu na wejściu poczułam charakterystyczny zapach i usłyszałam głośną muzykę (Typowe dla tego sklepu), trochę się zdziwiłam akurat leciało - I want - One Direction. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Szczery, prawdziwy. Ci chłopacy naprawdę powodowali uśmiech na mojej twarzy. Wzięłam do ręki różowe koraliki (od razu przykuły moją uwagę, bo były bardzo długie),  stały na półce przy wejściu i akurat usłyszałam solówkę Harrego:


"Give you this, give you that
Blow a kiss, take it back
If I look inside your brain
I would find lots of things
Clothes, shoes, diamond rings
Stuff that's driving me insane"


Wisiorek wypadł mi  z ręki i koraliki rozsypały się po całym sklepie. Tysiące małych różowych kuleczek wędrowało po sklepie. Swoimi drogami, tak jak chciały, nikt im nie kazał iść w prawo czy w lewo. Turlały się, jak chciały. Chciałabym być takim koralikiem. Mogłabym wyjechać i robić co chce.  Schyliłam się by pozbierać kulki i chcąc nie chcąc zaczęłam śpiewać razem z Harrym. Ludzie zaczęli się ze mnie śmiać. Panie ekspedientki mierzyły mnie wzrokiem, jak by chciały ponaglić moją pracę. Zebrałam około 15 koralików, ale stwierdziłam, że to bez sensu. Schowałam do kieszeni i poszłam oglądać ciuchy. To wszystko przez Harrego! To od jego głosu dostaję skurczu mięśni i wszystko wypada mi z rąk. Nagle zdałam sobie sprawę, że ani pomoc Elizy, ani zakupy nie poprawiają mi humoru, tak jak głos Harolda. Gdybym mogła stracić dziewictwo z jego głosem - zrobiłabym to od razu.
            One Direction - tak, to oni dziś zdecydowanie poprawili mi nastrój.
Zdecydowałam się na czarną marynarkę, rurki kawowe i białą bluzkę.
Ja to chyba robię podświadomie...   



 


Wychodząc ze sklepu z rękoma zajętymi przez siatki spostrzegłam w oddali pewną osobę. Nie miałam na sobie okularów (ogólnie noszę soczewki, ale skończył mi się płyn) i nie mogłam skojarzyć osoby. Osoba pewnym i zdecydowanym krokiem szła w moją stronę.
Tak... już wiedziałam kto to.
- Heeeej! Co tu robisz? Widzę, że na zakupach się bywało. Chyba długo oszczędzałaś, by kupić 3 siaty ubrań. - wykrzyknął swoim ulubionym podrywacko-zawiadacko-pewniackim tonem Michał - nasz szkolny przystojniaczek.
- Tak, poszłam na zakupy. Muszę się rozerwać. Sam wiesz - dużo sprawdzianów mieliśmy w tym tygodniu. Chyba należy mi się jakiś wypoczynek. - starałam się być miła. Skłamałam.. ale tylko po częsci.
Po prostu nie powiedział wszystkiego, ale to nie jego interes, no nie?
- Hehe, typowe dla was kobiet... Moje eks też zawsze mnie na zakupy wyciągały. Znam ten ból łażenia po sklepach. W ilu już byłaś? - zapytał, jakby chciał usłyszeć, że w wielu. Idiota.. zirytował mnie już przy pierwszym zdaniu.
- Narazie tylko w tym jednym i chyba już wychodzę. Narazie, do jutra! - powiedziałam i się odwróciłam i poszłam.
8 sekund później.
-EEEEJJ! Poczekaj. Jeszcze jedno pytanie. Mówiłaś, że chcesz się rozerwać. W środę za tydzień jest impreza w Copacabanie... Może chcesz się do nas dołączyć? Idziemy dość dużą grupą ze znajomymi. Będzie zajebiście - sam będę DJ-em. - odpowiedział nieśmiało, lekko się zarumieniając.
A w mojej głowie pojawił się oczywiście DJ MALIK DJ MALIK. Hahaha, nie można przy mnie wymawiać słowa "dj". Wracając do tematu hmm.. w sumie miło z jego strony. A może poznam kogoś?
- Wiesz.. to nie taki zły pomysł. Z chęcią się wybiorę. Dogadamy jeszcze w szkole? Albo na facebooku. Teraz na prawdę lecę. Dziękuję za zaproszenie.
- Aaa i możesz wziąć tą swoją przyjaciółkę Elwirę czy jakoś tak.
- Elizę - poprawiłam - zapytam się jej, a teraz lecę. - Pomachałam mu ręką i ruszyłam w stronę wyjścia.
Chłopak mnie zdziwił. Nie powiedział tego jakby chciał mnie przelecieć lub rozebrać wzrokiem. Może to tylko pozory, ale naprawdę wydawało mi się, jak by się przejął tym, że nie wytrzymuję już psychicznie. To dziwne, nie przyzwyczaiłam się do tego zachowania przez chłopaka wobec mnie. A może ktoś jeszcze mnie szanuje?


                                            ***


Dom Elizy, Czwartek wieczór.
Po tygodniu bezowocnego szukania miejsca, gdzie mogę zabrać Tynkę - poddałam się. Po prostu wyciągnę ją na spacer. Zwykły spacer nad morze. Weszłam na wieczorny "obchód" na facebook'a i twittera. Na fejsie nic nowego. Na twitterze za to pojawił się dziwny wpis od Milk Shake City :


"Hello guys! Only tomorow there will be a special 1D - lottery. You can win VIP-tickets for One Direction World Tour. More details will be given soon :) "


Mój puls w momencie czytania wynosił : ------------------------------------------ . Zgon na miejscu.
Bez zastanowienia wpisałam w google "Oferta Last Minute bilety Londyn".
Wyskoczyło 15 kart. Wybór miałam. Szybko chwyciłam za telefon, podekscytowana i mieszająca palce i klawisze wpisałam numer Walentyny. Po dwóch sygnałach odebrała:
-Halo?
-Tynka?! PAKUJ SIĘ!
-Co? O czym Ty mówisz?
- JUTRO IDZIESZ DO MNIE NA NOC. POINFORMUJ RODZICÓW.


                                                                   ***


Dość długi rozdział dziś. Sorry, że długo nie dodawałam, ale ciężko mi się dodaje w ciągu tygodnia, zwłaszcza, że skończyły mi się ferię :(


Co do notki, uważam, że wyszła mi całkiem fajnie. Po wielu godzinach zastanowień i przemyśleń komentarzy dotyczących stylu mojego pisania, troszkę go zmieniłam. Nie wiem czy odczuliście. Starałam się bardziej okazywać emocje. Aczkolwiek nie było łatwo.


*jutro ogarnę problemy z czcionką, bo dziś mnie już szlag trafia :D
dodawajcie się do obserwowany po prawej stronie i będziecie informowani o nowych rozdziałach :)



Mam nadzieję, że miło się czytało.
Dziękuję za prawie 8400 wejść :)
Paa dziubaski liczę na komentarze <3




środa, 8 lutego 2012

#5 everything will change

W poprzednim rozdziale :

- Walentyna jest smutna, bo nikt nie przejął się jej zniknięciem
- Dziewczyny wybiegają z sali podczas lekcji


                                                       *** 

Oczami Walentyny.


Musiałam wybiec z klasy. Nie wpadłabym na to, że akurat ten temat się pojawi, gdybym wiedziała wcześniej to pewnie nawet bym nie przyszła do szkoły. Zawsze tak mam.. Ten cholerny pech. Najpierw rodzice, "incydent" wieczorny, szkoła, mam nadzieję, że chociaż Eliza się nie obrazi. Super. Teraz to już na pewno nie zdam. Albo zdam, ale będą problemy. Zresztą co mi grozi. Wezwanie rodziców? Hahaha... Ojciec będzie mieć to głeboko w czterech literach. I tak się nie zjawi, nawet gdyby sam dyrektor podszedł pod drzwi. Mogę mieć same pały, ale i tak to ich nie interesuje. Mamy elektroniczny dziennik od 2 lat. Ani razu na niego nie weszli. Dobra, przynudzam. Jestem wolna. Pozbyłam się tej 45minutowej męczarni. Gdzie ja teraz pójdę? Hmm.... Już wiem.


                                                      ***

Oczami Elizy.
Kurde! W co ona się znowu wpakowała. Coś się poważnego dzieje... Niech mi to tylko wyjaśni. Gorzej z "Budzikiem" ona na pewno zadzwoni po moich rodziców i będę mieć przypał w domu. Ucieczka z lekcji? Minusowe punkty do zachowania? Nagana od dyrektora? Moja matka tego nie zniesie. Jeśli chodzi o lekcji i oceny to się mnie nie czepia. Mam głównie 5,6 . Czasami 3+ i 4. Nie ma co narzekać. Nauczyciele też na mnie źle nie mówią. Mam nadzieję, że zrozumie ten mój "wybryk". O wszystkim jej mówię, więc jak powiem, że wybiegłam za przyjaciółką, a nie z lekcji to na pewno mi wybaczy. Ale to nie czas na rozmyślania o konsekwencjach. Teraz liczy się tylko i wyłącznie moja przyjaciółka. Wyszłam ze szkoły. Stanęłam przed głownym wejściem i wysiliłam mój mózg. "Gdzie ona może się podziewać? Eliza, skup się. Gdzie ona zawsze idzie, gdy ma zły humor. Hmmm... Miałyśmy to JEDNO miejsce. KURDE! Teraz, kiedy tego najbardziej potrzebuje... nie mogę sobie przypomnieć. Ostatnio tam byłysmy, gdy zadzwoniła do mnie, że jej matka wstrzyknęła sobie jakieś gówno w żyły.... TAK! DZIAŁKA JEJ ZMARŁEGO DZIADKA!!". Pobiegłam ile sił w nogach. Wsiadłam w autobus 123 i pojechałam na Przymorze - tak, tam są "Rodzinne Ogródki Działkowe", dobra nazwa, no nie? Ale z rodzinnym klimatem to nie ma nic wspólnego. Nie ma tam żywego ducha. Jest tam mnóstwo włamań, a jedyny osoby, które są na tych działkach to bezdomni i pijacy. Przemykałam miastem, by nie zostać zauważoną przez policję, wkońcu powinnam być w szkole? Jest 8:26. 
                                     
                                                               ***

Gdy dotarłam na miejsce biegłam z plecakiem na plecach i szukałam działki z zaschniętymi czerwonymi różami na płocie. To był znak rozpoznawczy tej działki. Numeru nie pamiętałam - chyba 69. Tak, na pewno. Zawsze śmiałyśmy się z tej liczby. Dziadek Tynki dużo zapłacił by kupić tą działkę, właśnie z tym numerem, babcia była zawsze troszkę "zboczona", więc cieszyła się na ten numer.

                              
             
 Tyle pamiętam z tego co mi mówila..  Gdy zbliżałam się do drzwiczek widziałam dym. Troszkę się zaniepokoiłam, drzwiczki byly otwarte. Z drugiej strony, oparta o mały domek siedziała Walentyna. Trzymała papierosa w ręce i zaciągała się co jakiś czas.

- Musisz to robić? - spytałam retorycznie.
- Skoro robię, to znaczy, że muszę - odpowiedziała oschle.
Wiedziałam, że jest coś nie tak. Usiadłam obok niej, objęłam ramieniem i spytałam:
- Wiem, że COŚ się stało. W niedzielę nie odbierałaś, a dziś wybiegłaś z sali. Ogólnie to bym pomyślała, że to przez ten temat lekcji, bo się tak wzdrygnęłaś, ale to raczej nie to. Więc mów co !
- Po prostu ostatnio mi się mega pokomplikowało.. Nie radzę sobie, rozumiesz?! Wiesz jak to jest w 10 minut stracić zaufanie do 3 miliardów osób? Wiesz?! - odpowiedziała, a raczej wykrzyczała.
- O czym Ty do mnie mówisz dziewczyno !? Jakich 3 miliardów?!
- Nie zaufam już żadnemu. Rozumiesz? ŻADNEMU mężczyźnie. NIGDY.
- Yhmm.. okej.. Możesz rozwinąć bardziej? Przecież nie każdy mężczyzna jest jak twój tata. Popatrz na przykład na Harrego z One Direction - próbowałam rozluźnić atmosferę.
- Nie chodzi o mojego tatę do kurwy nędzy! Nie chodzi o żadną gwiazdę! Matko... Czy Ty nic nie rozumiesz?!?!
- Ale jak mam rozumieć.. Ogarnij się i na mnie nie krzycz. Wybiegłam za tobą z klasy, martwię się, wypytuje, a ty się na mnie drzesz. Gdybyś mi coś więcej powiedziała, to byłabym w stanie ci pomóc.
-Dobra, sorry. Masz rację. Uniosłam się, ale jak tylko się dowiesz co się stało, to raczej zrozumiesz moje zachowanie.

włącz - Katy Perry

I w tym momencie Walentyna ściszyła głos i ze łzami w oczach opowiedziała od samego początku, co zdarzyło się wieczorem 26. stycznia.

                                                          ***

- A-a-a-a-a-l-e jak. JAK?! Rozumiesz jak to się stało.... Matko. Nie wierzę własnym uszom. Nie wierzę co ty do mnie mówisz. Myślałam, że te wszystkie gwałty, pobicia itd to tylko wymysł mediów, a w szkole uczymy się o tym, bo musimy, ale i tak żadne z nas nigdy nie stanie w takiej sytuacji. A teraz mam przed sobą dziewczynę, która padła ofiarą pedofila. Jezu kochanie. Muszę Cie przytulić.

Dziewzczyny siedziały przytulone przez około 15 minut na drewnianej zimnej posadzce. Walentyna płakała. Ale się nie odzywały. Słuchały piosenki, którą włączyła Eliza ze swojego odtwarzacza. Milczały.
Tak, teraz wszystko będzie inaczej. Ale przejdą przez to razem. Obiecały sobie.
- Nie popuszczę gnojowi. Znajdziemy go, zabijemy i zakopiemy w ziemi - powiedziała Eliza.
Dziewczyny roześmiały się. Jednak bynajmniej sytuacja nie była do śmiechu.

- Wiesz co? Mam plan. Ty. Ja. Piątek. Wieczór. To pomoże, zobaczysz - zaproponowała przyjaciółka.
- Ale o czym ty mówisz? Co pomoże? - dopytywała się Walentynka.
- Przekonasz się. - powiedziała pewnym głosem Eliza.

                                                             ***


Okej, to jak narazie koniec. Pisałam wczoraj wieczorem po trudnej rozmowie z mamą, która nie powiem, że nie, ale pomogła mi rozwiązać moją "blokadę twórczą" (Martyna to dzięki Tobie znam tą nazwę).
Muszę wyjaśnić Wam pewną kwestię. Obiecałam, że dodam nowy rozdział jak będzie 5000 tysięcy. Nie dotrzymałam słowa. Przepraszam. Ostatnio dużo się w moim życiu dzieje, i dlatego nie byłam w stanie po prostu się wziąć za bloga. Zawiesiłam go już dawno, tyle że nie oficjalnie. Gdy oficjalnie ogłosiłam zawieszenie, pojawiły się komentarze od osób nawet nie czytających mojego bloga typu "fajnie wywołujesz współczucie", "jesteś sztuczna" i tym podobne. Nie wiem a propos czego to napisały? A propos tego, że mam problemy w domu i nie mogę kontynuować pisania bloga? Nie rozumiem wontów. Aczkolwiek były to Galle Anonimy, dlatego za bardzo się tym nie przejmuje. Blog jest o One Direction, a nie o tym czy ja sobie radzę, czy nie. Dlatego skończę dodawać te moje przemyślnia na koniec każdego rozdziału, bo to bez sensu :)

Cieszę się, że są tu takie osoby jak Martyna, Paula, Hania i wiele innych kochanych dziewczyn, które wchodzą tu często i komentują. Gdy pojawiła się notka o zawieszeniu od razu zaczęły mnie błagać o nie zawieszenie i wypisywać prywatne wiadomości. Naprawdę to doceniam i to dzięki Wam wracam i będę pisać dalej.

I jeszcze jedno pytanie mam do Was!
Czy jak ja piszę, to odczuwacie emocje? Czy piosenki pomagają Wam zrozumieć, jakie emocje targają bohaterkami? Czy używacie wyobraźni czytając to? Proszę o szczerą opinię, ponieważ nie jestem jakimś wybitnym pisarzem, dlatego jeśli macie jakieś zastrzeżenia to piszcie :)
 (pytania zainspirowane dość długim komentarzem o moim stylu pisania)

KOCHAM WAS WSZYSTKIE ! <3



środa, 1 lutego 2012

#4 don't remind me

W poprzednim rozdziale :
- Walentyna zostaje napadnięta przez pedofila, w ostatniej chwili ucieka
- Opis jednego wieczoru w domu przyjaciółki
- Brak jakiegokolwiek zainteresowania ze strony rodziców Tynki, i brak inicjatywy szukania córki

                                                      ***

Klatka schodowa, godz. 23.58
Jezu.. jak ja wyglądam. Pewnie rodzice mnie już szukają od 3 godzin. Może zauważyli, że mnie nie ma? Choć w sumie.. w co ja wierzę... Było mi bardzo zimno, byłam trochę zakrwawiona (mojemu adoratorowi się osunęła ręka, podczas rozcinania mojej bluzki -,- ).  Nie chciałam wracać do domu... siedziałam na klatce od godziny.. Wejdę i co? Są dwie opcje :
1.) rodziców nie będzie w domu, bo pewnie mnie szukają
2.) nikt się nawet nie skapnął, że mnie nie było
Szczerze mówiąc, wolałabym tą drugą.

Choć w sumie.... to raczej pierwszą...


No dobra. Odważę się. Wejdę do domu.

Stałam tak pod drzwiami i trzymałam rękę na dzwonku.

Kilka momentów wachania się.

Nacisnęłam.

*DRYN* *DRYN* *DRYN*

I nic. Pewnie ich nie ma. Uśmiechnęłam się pod nosem. A może im na mnie zależy? A może po prostu ja wyolbrzymiam, a tak naprawdę, to powinnam się cieszyć z życia takiego, jakie jest? A może inni mają jeszcze gorzej?

Odwróciłam się i uśmiechnięta odeszłam od drzwi.

A jednak im na mnie zależy.

Coś mnie podkusiło, by podejść do drzwi jeszcze raz. Z ciekawości nacisnęłam klamkę. Otwarte. Słyszałam głos telewizora. Weszłam do salonu. Był włączony mecz. Ojciec leżał na kanapie i miał zamknięte oczy, w ręku trzymał pustą butelkę po wódce. Pewnie spał. Weszłam po sypialni. Matka leżała na kanapie, obok na stoliku stało opakowanie z tabletkami nasennymi.

A jednak. Nic się nie zmieniło. Dzień jak codzień. Gdybyście mogli sobie wyobrazić co wtedy poczułam..
Ukłucie? Cios? Coś w tym kierunku... Pierwszy raz myślałam, że im na mnie zależy, że poszli mnie szukać. A tu lipa... Pewnie jak jutro rano się obudzę (i chyba oni też) to nawet się nie spytają, gdzie byłam  wieczorem.

                                                        ***

Dom Elizy, godz. 6:54
GRRRRRRRRRRRRRRRRRR ZNÓW TO <3 <kliknij>
O matko..... Pobudka. Choć tą, to kocham. Ale miałam fajny sen! Ahh.. znów ONE DIRECTION. I znów Zayn... Był już seks w lesie, w piaskownicy, na plaży, ale dziś to mój umysł rozjebał system - STÓŁ :D hahahha.. Walentyna się posika ze śmiechu, jak jej opowiem. Czym zaczynamy dziś? WOS. Ojj.. nie mogę się spóźnić, ta pani wpisuje spóźnienia. Okej, to teraz pójdę do toalety.  Zrobiłam siku, zważyłam się - 62,5 kg.. ciągle tyje. Umyłam zęby, włożyłam na siebie czarny top, dżinsy i czerwone trampki conversy. Spojrzałam w lustro. Korektor, puder, tusz, kredka, eyeliner, pomadka i mogę wychodzić. A włosy? Tych loczków się nawet nie da rozczesać.


                                                ****

Szkoła, godz. 8.06
Siedziałam w ławce. Rząd przy oknie, przedostatnia ławka. Miejsce obok mnie było puste. Walentyna ciągle nie przychodziła. Mimo, że minęło już 6 minut lekcji. Budzik - bo tak nazywaliśmy naszą panią od wos, wpisała jej oczywiście spóźnienie. Zaczęło mi się to robić podejrzane. Wczoraj nie odbierała telefonu, dziś nie przyszła do szkoły .. hmmm...

Nagle do klasy weszła bez pukania Walentyna. Miała na sobie bluzkę z długim rękawem, dekolt pod samą szyję, długie sztruksowe dzwony i rozczochrane włosy. Już nie wspomnę o braku makijażu. W ogóle jej nie poznałam! Zawsze była przeciwna temu, by dziewczyna o siebie nie dbała. A tym bardziej jak ona dzisiaj wyglądała?! Przecież ma zupełnie inny styl...

-Dzień Dobry, przepraszam za spóźnienie. - powiedziała niemrawym, umierającym głosem.
-Walentyno, nigdy się nie spóźniałaś! Coś się stało? Wyglądasz na zmęczoną.
-Nie. Zresztą to nie pani interes.
Kilka osób w klasie parsknęło śmiechem. Zresztą sami wiecie, jakie są reakcje, gdy któryś z uczniów powie coś złośliwego do nauczyciela.
- Dobrze, widzę, że nie w humorze. Usiądź. - odburknęła nauczycielka.

Gdy Tynka usiadła i rzuciła torbę pod ławkę, Eliza od razu zaczęła serię pytań (oczywiście szeptem)
-Matko! Dziewczyno gdzie ty się podziewałaś?! Myślałam, że coś się stało! Nie odbierałaś telefonu.. co znowu przeskrobałaś? Czemu ci strasi zabrali telefon? A poza tym jak ty wyglądasz?!
Walentyna milczała.
-No pewnie.. teraz milcz. Przyjaźnimy się tak? Możesz mi przecież powiedzieć.
Niestety na to również nie dostała odpowiedzi. Eliza już chciała zacząć kolejną serię pytań, ale nauczycielka przerwała:
- EJ! Przedostatnia ławka! Nie gadać!
Dziewczyny się uciszyły. A raczej Eliza przestała prowadzić monolog.

- No więc zaczynamy dzisiejszy temat lekcji. Jeżeli będziecie gadać, to na następnej lekcij macie gwarantowaną kartkówkę. Ponieważ skończyliśmy tematy o polityce, o samorządach i o ekonomii, przejdziemy do bardziej socjalnych i społecznych problemów. Aczkolwiek bardzo przydatnych.
"Budzik" podeszła do tablicy, wzięła białą, krótką kredę i zaczęła pisać temat :

Temat: Czy świat jest do końca bezpieczny? Jak możemy się bronić w przypadku napaści i jakie mamy prawa? Czyli pobicia, napaści, gwałty, wymuszenia i szantaże.




Walentyna spojrzała na tablicę i zacisnęła pięści. Przygryzła język. Z jej oczu wypływały łzy. Co za pierdolony zbieg okoliczności. Gwałtownie wstała i wybiegła z sali. Zostawiła nawet piórnik. Nauczycielka krzyknęła :
- Ale Walen....... !!- niestety nie dokończyła. Nie było sensu. Dziewczyny nie było już w klasie.
Eliza po 35 sekundowym zastanowieniu, spakowała się i wybiegła za przyjaciółką z sali.

                                                  ***

Wohohohoho!! Ile Was tu jest!? To niesamowite, że ciągle tu wchodzicie, pytacie mnie o nowe rozdziały i wgl. A Wasze reakcje, to po prostu miód dla oczu (LOL) .
I spróbojcie nie powiedzieć, że mam najlepszych czytelników na świecie! <3

Dziękuję wszystkim, którzy pomagają mi rozsławiać bloga i w ciągu 30 minut potrafią spowodować 300 nowych wejść! Np moja kochana Bianka, która zrobiła mi prezent i wstawiła to :
http://www.photoblog.pl/touchyourmouth/113890587  WOW JAKIE TO KOCHANE <3

Nie mogłam dodać rozdziału wcześniej, ponieważ meega się wciągnęłam w akcję na facebooku (którą zresztą wraz z kilkoma dziewczynami zoorganizowałam). Wiecie co się stało?!?! DZIŚ - 1.02.2012r. w urodziny naszego Hazziątka One Direction oficjalnie pokazało, że wie o istnieniu naszego kraju!!  Dziękuję za prawie 3500 wejść !

A tak wgl, to wpadłam na pomysł, byście pisały w komentarzach jak według Was do opowiadania "wkroczą" chłopacy :) Z Waszych odpowiedzi zrobię sondę :) :*
                                                 
Do następnego :* <3

sobota, 28 stycznia 2012

#3 let me kill myself

W poprzednim rozdziale:
-Walentyna opowiada o swoim życiu i rodzinie, a także wspomina o Elizie - przyjaciółce
-Kłótnia z ojcem i ucieczka dziewczyny z domu
-Napaść "tajemniczej osoby" na Wal.

                                                                 ***
Gdzieś w Gdańsku, godz. 21.30
" Ocknęłąm się po jakimś czasie. Leżałam w rogu jakiejś uliczki, był to na pewno jakiś zaułek. Nie miałam pojęcia co się ze mną stało w tym czasie. Mam na sobie ubrania.. Ale co ja do cholery robie na ziemi i to jeszcze w jakiejś kałuży!??! Strasznie tu śmierdziało. Wokół było ciemno, było pewnie około 21.40. Jak ja się tu znalazłam? Pamiętam kłotnie z ojcem, pamiętam uderzenie, pamiętam "spacer"... ale co było dalej. KURWA CO BYŁO DALEJ!?  Nagle jakiś męski głos zadźwięczał :
- No.. czekałem aż się obudzisz. Jak się czujesz słoneczko?
Kto to jest !?
- Kim jesteś do cholery.....? Skąd my się znamy i czemu mówisz do mnie "słoneczko"?
- Na pewno mnie znasz.. a jak nie, to poznasz. Od tej lepszej strony, a mam ich kilka, a nawet jedną 24 cm...
Co za obrzydliwy zboczeniec.. Cała się trzęsłam ze strachu. Nagle zaczął mi się pojawiać przed oczami wygląd tego mężczyzny.. jego kontury, obraz był niewyraźny, jak bym była ostro pijana.. Był wysoki około 190cm, miał czarne krótkie włosy i był ubrany cały na czarno, miał około 42 lat.
- A-a-a-ale co ty tu robisz... ? Czemu jesteśmy tu sami...? Co tu się kurwa dzieje....?
- Hahaha, rodzice cię nie uczyli, żeby taka piękna dziewczyna sama nie wychodziła o tej godzinie z domu i to jeszcze bez żadnej kurtki? Wiesz, że w mieście jest dużo złych ludzi, którzy czekają na takie dziewczynki jak ty. Ale ja nie jestem zły.. Wierzysz mi prawda?
W tym momencie wstałam i kopnęłam go w krocze, krzyknęłam i zaczęłam uciekać. Niestety był za silny, złapał mnie i agresywnie rzucił na ziemię. Zdałam sobie sprawę kto to jest, to był mój koniec.
- Oj niee, tak się nie będziemy bawić. Hahah. Jesteś żałosna. Mam nadzieję, że chociaż dobrze obciągasz pałe, suko.
Schylił się i wyjął nożyczki z kieszeni, zaczął rozcinać mi bluzę. Wiedziałam, że krzyk tylko pogorszy sprawę. Chciałam umrzeć. Łzy leciały mi ciurkiem.
- Nie płacz suko, nie będzie bolało.
Ciął. Zostałam w samym topie i staniku, jednym ruchem rozszarpał mi top i rozpiął rozporek.
- Mmm jakie ciało... To będzie twój pierwszy raz? Bo mój nie. Hahahah

Nie odpowiedziałam. Bo po co? Jeszcze miał by satysfakcje. Wiedziałam co się teraz miało stać, wiedziałam, że to pedofil, i wiedziałam, że prawdopodobnie po tym co ma zamiar zrobić, pewnie mnie zabije, udusi, albo potnie nożem. Oglądałam dużo filmów z podobnym motywem. Ale w sumie? Jest mi wszystko jedno, gdybym wróciła do domu to pewnie ojciec znowu by mnie pobił, matka znowu by coś ćpała. Chyba wolę umrzeć.

Mężczyzna zaczął się rozbierać, słyszałam dźwięk rozpinanego rozporka. To koniec. Podszedł do mnie z tym swoim zwisającym czymś i powiedział "LIŻ".
- Pierdol się zboczeńcu!!!!!! Nic ci kurwa nie poliże. Puszczaj mnie gnoju!!!!!!
Zaczął się śmiać, choć mi wcale nie było do śmiechu. Rozszerzył mi nogi i....
W tym momencie przypomniała mi się bardzo istotna rzecz. Przecież ja mam siostrę! Mam przyjaciółkę... I mam marzenia..

Nieee. nie dam się temu gnojowi.

Przypomniał mi się ruch z lekcji samoobrony (byłam kilka razy na obozach survivalowych, więc wiem jak postępować w takich sytuacjach). Pociągnęłam go za jego krótkie włosy, zablokowałam przedramię, dałam kopniaka w czułe miejsce, wykręciłam kark i uciekłam.

Biegłam tak półnaga, zmarznięta i niewierząca co się dzieje, do domu.


                                           
                                             ***

Dom Elizy,  godz. 21.30
- Hahaha, masz rację! Ale to zależy od pogody, bo jeśli będzie słonecznie, to pewnie się wybierzemy na plażę. Wiesz co mamuś, muszę iść teraz do pokoju, zobaczę czy mam coś zadane i zadzwonie do Wali i podzielę się pomysłem.
- Oczywiście słoneczko, mam nadzieję, że kolacja smakowała. - odpowiedziała matka.
Dziewczyna idąc do pokoju wysłała jeszcze w drodze kilka pocałunków w stronę mamy. Miały ze sobą świetny kontakt.
Podeszła do laptopa, podniosła klapkę i włączyła piosenkę I want , bardzo ją lubiła, miała do niej sentyment.
Hmm.. jutro biologia, matma, 2 godziny polskiego, geografia i WOS. Oki, wszystko umiem. Teraz się tylko spakuje. Pakowanie jest najgorsze, bo siedząc na łóżku mam świetny widok na plakaty na ścianie z chłopakami z 1D. A wtedy.. no cóż. Trudno się skoncentrować i cokolwiek zrobić. W tym momencie siedziałam zapatrzona w mój ulubiony plakat : 


Matko jak ja kocham tych chłopaków... Patrząc na ich plakat przypomniała mi się Tynka. Właśnie, miałam do niej zadzwonić...

"Dyn, dyn dyn...Hej tu Tynka, nie mogę odebrać tego telefonu. Dyn. dyn. dyn... Abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem. Proszę spróbować później."

Hej? Co to ma być? Przecież rozmawiałam z nią wcześniej i mówiła, że nie ma żadengo szlabanu, więc nie ma pretekstu do zabrania jej telefonu przez rodziców. Chyba, że znowu wykręcili jej jakiś numer. Oni lubią się tak z nią kłocić o wszystko. Szkoda mi jej.. Bo na rodziców to trafiła strasznych. Ale jak to się mówi : Rodziców się nie wybiera...
Trudno, spróbuje później...


                                                             ****


Dom, godzina 22:18
- Ej ty? Widziałeś dziś nasze dziecko? Nigdzie jej nie ma, ani w pokoju ani nigdzie.
- Noo... widziałem. Co sie kurwa teraz interesujesz nią? Widziałaś? Bałagani w całym domu. Wytłumaczyłem jej spokojnie, że tak nie wolno, myślalem, że zrozumiała i poszła do pokoju.
- Same problemy z nią są... Czy ona nie widzi jakich ma kochanych rodziców jak się o nią troszczą?
- Nie wiem Barbaro, suka nie docenia jak ja bardzo kochamy. A teraz mam taką prośbę. Możesz spierdalać z moich oczu? Chce obejrzeć mecz, a mi przerywasz jakimiś pierdołami.
- Już się robi mężulku.



                                             ***

I jaaaaaaaaaaaaaak?? :) Sorry, że tyle czekaliście, ale musiałam ogarnąć życie itd. Wgl, mam nadzieję, że pamiętacie, że to wszystko co tutaj piszę to mój sen. Nawet nie wiecie jak się bałam w nocy i ile razy się budziłam jak mi się to śniło :D (a to wszystko przez film 'Psychopata', ktorego akurat oglądałam 10 minut przed zaśnięciem :D

Chciałabym Wam baardzo podziękować za miłe słowa dotyczące bloga. To, że ich nie ma tutaj w komentarzach, nie znaczy, że nie dostaje prywatnych wiadomości na facebooku, twitterze, gg itd.
Chciałam powiedzieć "massive thank you" :
- Biance,
- Marcie,
- Magdzie,
- Milenie,
- Pauli,
-Martynie
i wielu innym,
ale w szczególności Oli S., która napisała mi najmilsze słowa dotyczące mnie i mojego bloga, jakie dotychczas ktokolwiek mi powiedział.
Tak bardzo chciałabym Was wszystkie poznać w realu.

2 sprawy :
1.) dla dziewczyn z twitterami - możecie nacisnąć obserwuj po prawej stronie i będziecie dostawać powiadomienia o nowym rozdziale,
2.) jeśli ktoś również chce być powiadomywany, niech w komentarzu pisze swoje gg :)

A tak wyglądam , gdy dostaje nowy komentarz, albo patrzę jak rośnie liczba wyświetleń (prawie 1600!) :D
                                          [kliknij na obrazek xd]



czwartek, 26 stycznia 2012

#2 not easy to understand


Nie powiedziałam Wam jeszcze jednej rzeczy.. moje imię. To jest rzecz, która zawsze mnie krępowała gdy ktoś pytał. Nie cierpie swojego imienia. Jak można tak skrzywdzić dziecko - Walentyna. Tak. To jest imie. Zastanawiam się jakie macie teraz miny.. myślę, że coś takiego. Mam 16 lat. Mieszkam w Polsce w Gdańsku. Jak każde miasto posiadam też te "gorsze" dzielnice. Więcej pijaków, bójek, kradzieży - taak to moje rejony... Ostatnio nie chciałam wam powiedzieć czegos bardzo ważnego, żebyście lepiej mnie rozumieli, musicie poznac sytuacje panującą u mnie w domu. Mój ojciec jest alkoholikiem. Matka tnie się (nie myślcie że jest mi to obojętne). Cóż. Mam też młodszą siostrę Mellody - ma 2 latka. Nie nawidzę swoich rodziców. Swojego domu. OJCA. Nie cierpie. Pewnie sie zastanawiacie jak sobie radzę.. Ucieczki? To dla mnie nic nowego. Często uciekam, ale rodzice i tak nawet nie wiedzą, że wyszłam z domu. Nie obchodzi ich to. Mam przyjaciółkę - Emily. To jest ona, to takie zdjęcie na szybko(nad Morzem Bałtyckim), nic lepszego nie mogłam znaleźć. Taak, jest śliczna .

O rodzicach wam jeszcze opowiem.. ale to nie teraz. Co do Emilii. Pochodzi ona z normalnego domu, dobrze się uczy, itd itp. Całkowite przeciwieństwo mnie. Obie nie mamy chłopaków. Co prawda, mamy swoje ideały - One Direction. Ci chłopcy są dla nas marzeniami. Niestety odległymi.. Ja szaleję za Harrym, Ona za Zaynem. Lecz raczej nie będe wam mówić o 1d, nie moge o nich pisać, bo od razu mam ciarki na całym ciele.. Ci goście działają na mnie niewiarygodnie mocno, i tak pewnie nie zrozumiecie.. nikt mnie nie rozumie. Prócz Emilki, choć sama nie wiem, czy ona w nocy przeżywa to samo co ja. Chyba trochę o mnie już wiecie...


                                                                  ***
26. Styczeń, godzina 20.39
-Pierdole kurwa zbieraj po sobie te pierdolone skarpetki!
-Tato proszę nie krzycz... To tylko skarpetki.. wypadły mi z ręki jak przenosiłam pranie do swojego pokoju. Proszę.. proszę.. nie krzycz na mnie! - lamentowałam i uspokajałam ojca. Znów się upił i robi mi wykłady o nic.
- Ty szmato pierdolona, naucz się po sobie sprzątać! Nie wyrośniesz na ludzi!
Przesadził! Kto to mówił...
- Ty to mówisz?! Ile już wypiłeś??. Mamy nie ma, to powód by pić?! Spójrz na siebie człowieku zanim zaczniesz mnie obrażać!!!. Kim ty teraz jestes?! Nikim. Gówno w życiu osiągnąłeś!!!!!! - wiedziałam, że tych słów będę żałować. Łzy napływały mi do oczu. Obudziłam wilka z lasu...
-Co mówisz... ? Możesz to powtórzyć? -znałam ten jego ton.. wiedziałam co się teraz stanie.
- Nie. nie mogę.
W tym momencie wstał z fotela, ruszył agresywnie (w międzyczasie potykając się o puszki piwa na ziemi) i przywalił mi. Uderzył mnie. Własną córkę. Dźwięk plasku odbijał mi się w uszach. Czułam jak mi wszystko pulsuje. To było straszne. Nie zostanę z tym gnojem, nie ma szans. Wstałam, trzasnęłam drzwiami i wybiegłam z domu.

                                                             ***

Ten sam dzień, godzina 20.58
Szłam, równym tempem. Ale szybkim. W uszach miałam słuchawki, które szybko wzięłam wychodząc (a raczej wybiegając) z domu. Włączyłam sobie piosenkę Evanescence  (** od autorki - włączcie ją sobie w tym momencie, to poczujecie to, co bohaterka). Szłam i szłam. Wokół było ciemno, jest zima więc to zrozumiałe, że o tej godzinie jest już ciemno. Wydawało mi się, że nikogo nie było, Ulice były raczej puste. Zaczynało mi się robić zimno, wkońcu by nie siedzieć w domu z tym potworem, prawie nic na siebie nie założyłam. Byłam w moim domowym dresie. Nie wyglądałam zbyt seksownie. W pewnym momencie weszłam w kałużę. Powiedziałam głośne "FUCK", całe szczęście, że wokół nikogo nie było.
Myliłam się. Usłyszałam jak ktoś za mną mówi "kici, kici". Wydawało mi się? Nikogo nie było, a ja znajdowałam się w niebezpiecznej dzielnicy. Usłyszałam to ponownie, tym razem z mlaskiem, jaki towarzyszy przy oblizywaniu warg. Zaczęłam się bać. Kto to kurwa jest. Obróciłam się. Nikogo nie było. Ja mam zwidy? Może przez to uderzenie ojca mam teraz jakies omamy?


Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i mocnym ruchem przyłożył szmatkę nasączoną dziwnie pachnącym płynem do twarzy.



                                               ****

I jak? Matko! ile wejść(prawie 900,a to dopiero 2 drugi dzień) jak to cholernie motywuje! Mam zamiar robić coś takiego jak małe zwiastuny tego co będzie już niedługo. Aa! i co do piosenek, które wklejam. Włączajcie je, to naprawdę poczujecie ten klimat, przy którym pisałam :)


W następnym poście:
- dowiesz co się stało Walentynie,
- rozwinie się wątek matki
- zacznie się dość poważny problem w życiu Emilki

Do napisania :) xx