Po tygodniu bezowocnego szukania miejsca, gdzie mogę zabrać Tynkę - poddałam się. Po prostu wyciągnę ją na spacer. Zwykły spacer nad morze. Weszłam na wieczorny "obchód" na facebook'a i twittera. Na fejsie nic nowego. Na twitterze za to pojawił się dziwny wpis od Milk Shake City :
"Hello guys! Only tomorow there will be a special 1D - lottery. You can win VIP-tickets for One Direction World Tour. More details will be given soon :) "
Mój puls w momencie czytania wynosił : ------------------------------------------ . Zgon na miejscu.
Bez zastanowienia wpisałam w google "Oferta Last Minute bilety Londyn".
Wyskoczyło 15 kart. Wybór miałam. Szybko chwyciłam za telefon, podekscytowana i mieszająca palce i klawisze wpisałam numer Walentyny. Po dwóch sygnałach odebrała:
-Halo?
-Tynka?! PAKUJ SIĘ!
-Co? O czym Ty mówisz?
- JUTRO IDZIESZ DO MNIE NA NOC. POINFORMUJ RODZICÓW.
***
Dom Walentyny. Piątek 6.45
Pierwszy raz budzę się i chce iść do szkoły! Nic mi lepiej nie zrobi od spotkania z Elizą. Cieszę się, że to zaproponowała. Może obejrzymy jakiś film. Albo wiem! Wezmę jakieś fajne ciuchy (te nowe, co kupiłam) i zrobimy sobie "sesję" jej lustrzanką. W końcu ona uwielbia robić zdjęcia. Szybko włożyłam coś na siebie i już przy drzwiach krzyknęłam do mamy, czy mogę iść dziś do Elizy na noc. Oczywiście się zgodziła. Dała mi nawet 50 zł na wypożyczenie filmów i kupienie jakiś słodyczy. Wow. Trochę mnie to zdziwiło, ale pewnie chcą się mnie pozbyć z domu. W końcu jestem tylko ich kłopotem.
Gdy wychodziłam z domu prawie, że biegłam. Oczywiście samochód jadący po ulicy wjechał w kałużę i "troszkę" mnie zmoczył. Szczerze mówiąc, nie przeszkadzało mi to. Najważniejsze, że zaraz zobaczę się z Elizą i dowiem się, po co mnie zaprasza na noc i dlaczego wczoraj krzyczała przez telefon i o ile się nie mylę, to płakała. Jednak jej głos nie brzmiał na smutny. To były chyba łzy szczęścia.
Wchodząc do szkoły, przy wejściu oczywiście spytano mnie o identyfikator (plakietka z imieniem, nazwiskiem, klasą i pieczątką szkoły). Pokazałam i zbiegłam do szatni. Rozebrałam się i powędrowałam na pierwszą lekcje - historia. NUDY. Przynajmniej będę mogła pogadać.
Gdy byłam już prawie przy klasie w oddali widziałam Elizę. Rozmawiała z jakimś chłopakiem. Chyba Michałem... Zresztą to nieistotne! Ruszyła w moją stronę i rzuciła się na mnie.
- Tak bardzo się cieszę, że już jesteś!!! Nawet nie wiesz jak będziemy się dziś bawić na nocce. - Krzyknęła Eliza.
- TAAAAAK!!! Ja też się mega cieszę. Brakowało mi tego. Ostatnio tylko sprawdziany i sprawdziany. Z chęcia porozmawiałabym też z kimś dorosłym. A twoja mama jest świetną kobitką!
- Co..? Z moją mamą.. Znaczy wiesz.. Nie żeby coś, ale chyba nie będziemy miały czasu na rozmowy z moją mamą. Zresztą mam nadzieję, że twoja mama nie zadzwoni do mojej, czy na pewno idziesz do mnie na noc. - spytała dziwnym tonem Eliza. Zdziwiło mnie to pytanie.
- Yhmm raczej nie. Ale o co chodzi? To chyba nie problem jeśli by zadzwoniła..?
- Ogólnie to nie... ale moja mama myśli, że to ja idę do Ciebie na noc - Eliza powiedziała to z ulgą, że ma to już za sobą.
- ELIZKA! Co ty wymyśliłaś !!!!??? Jeśli będziemy miały kłopoty to twoja matka cię zabije! Mam nadzieję, że wszystko dobrze obmyśliłaś, bo inaczej po nas...
- Tak tak! Jedyną moją wątpliwością było to, czy twoja mama zadzwoni do mojej. Ale skoro nie, to luz. Jeszcze będziesz mi dziękować!
- Matko! Pobudziłaś moją ciekawość! Co my będziemy u Ciebie robić?
- Zobaczysz. Gwarantuje ci, że tak szalonej rzeczy nie robiłaś przez całe swoje życie. - powiedziała przekonującym tonem Elizka.
- Okej, po raz kolejny zaufam Ci.
Lekcje minęły nam bardzo szybko. Na każdej lekcji wypytywałam się o plany na dziś, ale Eliza powiedziała, że to niespodzianka. Za każdym razem kiedy ją o TO męczyłam, to zmieniała temat. Za to ona mi zadawała dziwne pytania, bo powiedziała, że "musi to wiedzieć" i mam nie pytać dlaczego, np.
"Czy włączałaś wczoraj komputer?"
"Czy byłaś na twitterze i facebook'u?
"Czy masz jakieś fajne seksowne ciuchy?"
"Czy masz ważny paszport?"
Ostatnie pytanie mnie baaaaaardzo zdziwiło. Gwarantuje wam, że myślałam już o wszystkich wersjach naszego dzisiejszego spotkania. Ale za cholerę nie wiem, po co się pytała o ten paszport. Chyba mnie nie wywiezie za granicę. Hahaha.
***
Zbliżała się 16.15. O tej godzinie byłyśmy umówione. Przystanek autobusowy mniej więcej w połowie odległości między jej, a moim domem. Kazała mi się ładnie ubrać (ale ciepło), wziąć parasolkę, zeszyt, trochę pieniędzy, wygodne buty, zrobić ostry makijaż i dużą torbę. Dziwne wymagania, ale czego się nie robi dla przyjaciółek.
W oddali szła ona, piękna długowłosa blondynka, Często jak ją widziałam i starałam się na nią spojrzeć jako obiektywny człowiek to najnormalniej w świecie zżerała mnie zazdrość. Tego dnia słońce świeciło niemiłosiernie. Była cudowna pogoda na spacer. Zaczynało mi się robić trochę gorąco, chyba za grubo się ubrałam...
- Heeej słońce! - przywitałam przyjaciółkę.
- Cześć ślicznotko!
- Hahah ja ślicznotka? Spójrz na siebie. Wyglądasz tak jakoś... Hmm... Amerykańsko? Brytyjsko? W każdym razie zagranicznie..
- Ohh please bitch - powiedziała robiąc śmieszną minkę.
Roześmiałyśmy się. Czas w jej towarzystwie mijał bardzo szybko.
- Sorry, że pytam. Ale na co my tak naprawdę teraz czekamy? - spytałam, w taki sposób by jej nie urazić.
- No jak to na co? Po to się spotkałyśmy na przystanku, żeby pojechać autobusem.
- Coo? Gdzie?
- Zobaczysz. Chodź teraz, już jedzie.
Wsiadłyśmy i grzecznie skasowałyśmy bilety. W momencie kasowanie otworzył mi się parasol. A właśnie przypomniało mi się. Po co ja do cholery wzięłam ten parasol?! To samo pytanie zadałam Elizie.
- Tam, gdzie jedziemy, najprawdopodobniej ci się przyda. - i uśmiechnęła się lekko złowieszczym uśmieszkiem.
- Tam? Czyli gdzie? Za ile przystanków wysiadamy?
- Już niedługo. Jak chcesz możesz zamknąć oczy.
- Hahaha, lepiej nie. Powiedz mi, po co ta cała szopka? Czemu miałam się pomalować, wziąć parasol? I w ogóle wygodne buty. Nie rozumiem nic...
- Jezu Walentyna! Jaka ty jesteś ciekawska! Nie możesz po prostu przestać zadawać pytania, wyluzować się i zrozumieć, że przy odrobinie szczęścia dziś spełni się twoje, a w sumie nasze, największe marzenie?!
- Dobra dobra. Już się wyluzowałam. To brzmi groźnie. Haha. Może w ramach odstresowania posłuchamy sobie muzyki. Siadaj tutaj blisko i łap słuchawkę.
W tym momencie wyjęłam odtwarzacz muzyki i puściłam - One Direction . Tak, ta piosenka jest chyba odpowiednia to całej sytuacji. "Another World" - zdecydowanie. Inny świat. Świat, do którego teraz zmierzam z moją przyjaciółką. Mam nadzieję, że już za 10 minut wszystko się wyjaśni.
- Ile my jeszcze będziemy jechać? Jeszcze 2 przystanki i nie mamy już nawet gdzie wysiadać. Przecież ten autobus kończy trasę na lotnisku... - zadałam pytanie i spojrzałam na uśmiechniętą Elizę. Jej mina mówiła wszystko. Nagle coś mi się rozjaśniło...
- E - L - I - Z - A !!!!!!!!!!!!!!!!! Chyba sobie ze mnie kpisz?! Czy my naprawdę jedziemy na lotnisko?!?! Oszalałaś, dziewczyno oszalałaś! Rodzice mnie zabiją jak się dowiedzą! No nieee to chyba nie jest prawda. Wracamy, ale już. Chciałam się rozerwać, ale chyba nie w ten sposób. - troszkę na nią pokrzyczałam i z każdą upływającą sekundą zaczęłam żałować wypowiedzianych słów. Ale powinna mnie przecież zrozumieć... Nie powiedzieć mi o tak istotnej rzeczy, to lekkie przegięcie.
- Kobieto! Ty jesteś tak zestresowana.. Gdzie stara Walentyna? Przebojowa i charyzmatyczna? Przemilczę te słowa i jeszcze raz posłucham twoich opinii na temat tej 'wycieczki', ale nie teraz. Teraz już wysiadamy.
Wysiadłyśmy z autobusu. Była 17.10. Przed nami stał wielki budynek, chyba każdemu znany :
Port Lotniczy - Gdańsk Rębiechowo im. Lecha Wałęsy. Byłam strasznie zestresowana, bo nie wiedziałam, gdzie mamy lecieć. Z godnie z nowym prawem, osoby poniżej 18 roku życia za pisemną zgodą rodziców, mogą lecieć gdzie chcą ***. Ciekawe, jak z tym problemem poradziła sobie Eliza.
- To co? Gdzie teraz? Wiesz coś? Bo ja tu jestem drugi raz w życiu? - spytałam lekko ironicznie.
- Taak! Wszystko już sprawdziłam! Musimy teraz wejść i udać się do kas.
- Okeeej...
Eliza szła zdecydowanym krokiem w stronę wejścia, a ja za nią. Wow, z jednej strony, to co robimy, jest mega nieodpowiedzialne, a z drugiej to dawno nie byłam tak pozytywnie zestresowana.
Gdy weszłyśmy wszędzie było mnóstwo ludzi. Różne kolory ich skór, wszędzie plątały się różne języki od fińskiego do hiszpańskiego. Tłok, zamieszanie, walizki, płacz, uśmiech. Jeden wielki MIX. Podeszłyśmy do punktu, nad którym był napis
"Jeśli chcesz kupić bilety, podejdź tu"
Było to przetłumaczone w co najmniej 10 językach. Podeszłyśmy do kasy i poprosiłyśmy 2 bilety.
- Dobrze, 2 bilety do...? - powiedział kasjer.
Właśnie DOKĄD MY LECIMY zadałąm sobie to pytanie w myśli?
- Do Londynu... - odpowiedziała kasjerowi Eliza i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
Jak usłyszałam jej odpowiedź to aż pisnęłam. Zaczęłam skakać z radości i rzuciłam się na nią. Nie wierzyłam w to, jaka jest kochana. Wie, że mam świra na punkcie One Direction, a to jest właśnie jedyne miejsce, gdzie mogłybyśmy ich spotkać. Ludzie wkoło patrzyli się jak na idiotkę.
- Dobrze, poproszę dowody osobiste i paszporty od was. Jakieś bagaże większe, +15 kg? To teraz proszę mi dać.
- Yhmm.. my nie mamy dowodów jeszcze. Ale proszę - tu jest zgoda pisemna od rodziców. I walizek także nie mamy. Jedynie lekkie torby podręczne.
Widziałam zmieszanie na twarzy Elizy. Wiem, że jest odpowiedzialna, dlatego taki wybryk jest dla niej bardzo stresujący. Starała się tego nie okazywać, ale ja, jako przyjaciółka, po prostu wiedziałam, że jest jej z tym trudno. Mężczyzna oglądał "zgody". Modliłyśmy się, by nie zobaczył w nich żadnego podstępu. Sekundy upływały coraz wolniej i wolniej. Czekałyśmy na jego pieprzoną reakcje.
- Dobrze. Wszystko jest w porządku. A tutaj macie 2 bilety do Londynu na 17.53. Lecicie 1h i 54 minuty. Na miejscu będziecie około 20 naszego czasu, czyli 19 ich. A teraz poproszę 63 zł za bilety.
Dałyśmy obie takie kwoty. Widziałam, że Eliza miała trochę więcej w portfelu, jakby bała się, czy wezmę odpowiednią ilość pieniędzy. To kochane.
Odeszłyśmy od okienka i poszłyśmy w stronę miejsca, w którym sprawdzają, czy nie mamy żadnych bomb itd. Sprawdzono nas, a następnie poszłyśmy na kawę do małej kawiarenki. Ceny były ogromne, jak to na lotniskach. Samolot miałyśmy za 12 minut. Akurat by wypić łyk gorącej kawy.
12 minut później....
- Czysta, proszę przejść dalej... - takimi słowami odprawiona nas do głównych wyjściowych drzwi. Przed nami otworzyły się drzwi, a tam już stal nasz samolot
- Dobrze, 2 bilety do...? - powiedział kasjer.
Właśnie DOKĄD MY LECIMY zadałąm sobie to pytanie w myśli?
- Do Londynu... - odpowiedziała kasjerowi Eliza i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
Jak usłyszałam jej odpowiedź to aż pisnęłam. Zaczęłam skakać z radości i rzuciłam się na nią. Nie wierzyłam w to, jaka jest kochana. Wie, że mam świra na punkcie One Direction, a to jest właśnie jedyne miejsce, gdzie mogłybyśmy ich spotkać. Ludzie wkoło patrzyli się jak na idiotkę.
- Dobrze, poproszę dowody osobiste i paszporty od was. Jakieś bagaże większe, +15 kg? To teraz proszę mi dać.
- Yhmm.. my nie mamy dowodów jeszcze. Ale proszę - tu jest zgoda pisemna od rodziców. I walizek także nie mamy. Jedynie lekkie torby podręczne.
Widziałam zmieszanie na twarzy Elizy. Wiem, że jest odpowiedzialna, dlatego taki wybryk jest dla niej bardzo stresujący. Starała się tego nie okazywać, ale ja, jako przyjaciółka, po prostu wiedziałam, że jest jej z tym trudno. Mężczyzna oglądał "zgody". Modliłyśmy się, by nie zobaczył w nich żadnego podstępu. Sekundy upływały coraz wolniej i wolniej. Czekałyśmy na jego pieprzoną reakcje.
- Dobrze. Wszystko jest w porządku. A tutaj macie 2 bilety do Londynu na 17.53. Lecicie 1h i 54 minuty. Na miejscu będziecie około 20 naszego czasu, czyli 19 ich. A teraz poproszę 63 zł za bilety.
Dałyśmy obie takie kwoty. Widziałam, że Eliza miała trochę więcej w portfelu, jakby bała się, czy wezmę odpowiednią ilość pieniędzy. To kochane.
Odeszłyśmy od okienka i poszłyśmy w stronę miejsca, w którym sprawdzają, czy nie mamy żadnych bomb itd. Sprawdzono nas, a następnie poszłyśmy na kawę do małej kawiarenki. Ceny były ogromne, jak to na lotniskach. Samolot miałyśmy za 12 minut. Akurat by wypić łyk gorącej kawy.
12 minut później....
- Czysta, proszę przejść dalej... - takimi słowami odprawiona nas do głównych wyjściowych drzwi. Przed nami otworzyły się drzwi, a tam już stal nasz samolot
Był piękny hahaha. Wiedziałam, a raczej podświadomie czułam, że dzisiejszy dzień odmieni nasze całe życie. Jeszcze nie wiem, po co tam leciałyśmy i na ile, ale już się przeogromnie cieszyłam. Po wysokich wysuniętych schodkach weszłyśmy na pokład i usiadłyśmy na wyznaczonych miejscach "68" i 69". Hahaha, my to mamy szczęście.
Samolot wystartował po niecałych 7 minutach. Był to ogromny hałas. Uszy mi się zatykały, a głowa pękała z bólu. Gdy już się mniej więcej ustabilizowałyśmy, zaczęłyśmy się rozglądać, kto siedzi wokół nas. Nagle Eliza powiedziała:
Samolot wystartował po niecałych 7 minutach. Był to ogromny hałas. Uszy mi się zatykały, a głowa pękała z bólu. Gdy już się mniej więcej ustabilizowałyśmy, zaczęłyśmy się rozglądać, kto siedzi wokół nas. Nagle Eliza powiedziała:
- EJ TY ! Tynka! Patrz do przodu! Bardziej po prawej stronie, tych dwóch chłopaków!
- Jakich chłopaków? Kurde... Nie widzę.
- NO TYCH TAKICH! JEDEN BLONDYN, AAA W KOSZULĘ W KRATKĘ , A DRUGI CIEMNE "WYSOKIE" WŁOSY. HAHAH!
- O matko matko.. Zupełnie jak ...
***
- Jakich chłopaków? Kurde... Nie widzę.
- NO TYCH TAKICH! JEDEN BLONDYN, AAA W KOSZULĘ W KRATKĘ , A DRUGI CIEMNE "WYSOKIE" WŁOSY. HAHAH!
- O matko matko.. Zupełnie jak ...
***
Dziewczyna nie zdążyła dokończyć zdania, bo w ich uszach pojawił się komunikat.
" Proszę założyć maski i zapiąć się, znajdujemy się w niebezpiecznej strefie"
*** Oczywiście takie prawo w Polsce nie istnieje i zostało wymyślone na potrzeby bloga:)
" Proszę założyć maski i zapiąć się, znajdujemy się w niebezpiecznej strefie"
" Please put your masks on, and fasten your seatbelts, we are in dangerous zone"
Nagle samolot zaczął wibrować. Lekkie wibracje z sekundy na sekundy zaczęły się wzmacniać. Dzieci zaczęły płakać, a dorośli je uspokajać. Ktoś zemdlał. Ktoś wymiotował. Stuardessy nerwowo chodziły w tą i z powrotem i wszystkich uspakajały. To powodowało, że na statku panowała jeszcze bardziej napięta atmosfera. Samolot zaczął powoli wędrować w kierunku ziemi...
****
Nagle samolot zaczął wibrować. Lekkie wibracje z sekundy na sekundy zaczęły się wzmacniać. Dzieci zaczęły płakać, a dorośli je uspokajać. Ktoś zemdlał. Ktoś wymiotował. Stuardessy nerwowo chodziły w tą i z powrotem i wszystkich uspakajały. To powodowało, że na statku panowała jeszcze bardziej napięta atmosfera. Samolot zaczął powoli wędrować w kierunku ziemi...
****
*** Oczywiście takie prawo w Polsce nie istnieje i zostało wymyślone na potrzeby bloga:)
To już koniec na dziś. Bardzo niedługo pojawi się rozdział następny, który mam nadzieję, że was zszokuje! :) Hahah. Nikt nie mówił, że będzie kolorowo. I gwarantuję wam, że wydarzenia, nie potoczą się tak, jak myślicie :)
Dziękuję za wyniki mojej "ankiety". Jestem bardzo szczęśliwa tymi 200 głosami. To właśnie dla was warto pisać. Możecie również pisać, jak według was dalej potoczy się historia. Dziękuję za prawie 11900 wejść. Niestety nie mi udało się złapać, ale Klaudii się udało, za co maaassive thank you :)
Dziękuję za wyniki mojej "ankiety". Jestem bardzo szczęśliwa tymi 200 głosami. To właśnie dla was warto pisać. Możecie również pisać, jak według was dalej potoczy się historia. Dziękuję za prawie 11900 wejść. Niestety nie mi udało się złapać, ale Klaudii się udało, za co maaassive thank you :)
Proszę Was o komentowanie! Błagam błagam :) Mam nadzieję, że pod tym postem zobaczę 30 komentarzy. Haha :) To dla mnie bardzo ważne.
See you soon :)